Click here to edit.

Wyjazdy z plecakiem, bez pośrednictwa biur podróży są popularną formą podróżowania dla osób z zachodniego kręgu kulturowego. "Przerwa w życiorysie", czyli długie wakacje ciągnące się miesiącami, a nawet latami to zjawisko-instytucja, które ma swoją wieloletnią tradycje w Anglii, Niemczech, Holandii, Francji czy USA. Obserwując zmiany społeczno-cywilizacyjne w naszym kraju można się domyślać, że te do niedawna niedostępne głównie z powodów finansowych wzorce turystyczne zostaną szerzej przejęte również przez Polaków, wzbogacając naszą wiedzę o świecie i propagując samodzielność w kontaktach międzykulturowych.
Podróżując z plecakiem po tak egzotycznych rejonach, jakimi są indonezyjskie wyspy, podróżuje się najczęściej w tej grupie, z którą wyruszyło się z kraju. Czasem jednak los rzuca nas w międzynarodowe towarzystwo, z którym przychodzi nam dzielić hotel, autobus lub - co daje najwięcej okazji do pogłębionego kontaktu - cele wyprawy. Podczas tych 5 tygodni wielokrotnie mieliśmy okazję do rozmów na wszelkie możliwe tematy z podróżnikami z kilkunastu krajów. Wykorzystaliśmy tą okazję, aby choć odrobinę odsłonić wzory i wzorce backpakerskiej kultury. Kilka długich wspólnie spędzonych podróży (np. całodobowa przeprawa terenówką przez sulawezyjską dżunglę z Rantepao do Ampany, w niemiecko-francusko-japońskim towarzystwie), hotelowe sąsiedztwa czy przeciągające się do późnej nocy dyskusje pozwoliły w naturalny sposób na przeprowadzenie kilkudziesięciu spontanicznie „pogłębionych wywiadów”.
Szczególnie dogodnym do tego celu okazał się pobyt na trudno dostępnych wyspach Togean, gdzie docierają już tylko naprawdę wytrwali i zdeterminowani plecakowcy.
Podróżując z plecakiem po tak egzotycznych rejonach, jakimi są indonezyjskie wyspy, podróżuje się najczęściej w tej grupie, z którą wyruszyło się z kraju. Czasem jednak los rzuca nas w międzynarodowe towarzystwo, z którym przychodzi nam dzielić hotel, autobus lub - co daje najwięcej okazji do pogłębionego kontaktu - cele wyprawy. Podczas tych 5 tygodni wielokrotnie mieliśmy okazję do rozmów na wszelkie możliwe tematy z podróżnikami z kilkunastu krajów. Wykorzystaliśmy tą okazję, aby choć odrobinę odsłonić wzory i wzorce backpakerskiej kultury. Kilka długich wspólnie spędzonych podróży (np. całodobowa przeprawa terenówką przez sulawezyjską dżunglę z Rantepao do Ampany, w niemiecko-francusko-japońskim towarzystwie), hotelowe sąsiedztwa czy przeciągające się do późnej nocy dyskusje pozwoliły w naturalny sposób na przeprowadzenie kilkudziesięciu spontanicznie „pogłębionych wywiadów”.
Szczególnie dogodnym do tego celu okazał się pobyt na trudno dostępnych wyspach Togean, gdzie docierają już tylko naprawdę wytrwali i zdeterminowani plecakowcy.
Brak typowych wygód (małe domki z drewna, zupełny brak łączności ze światem, woda do kąpieli z beczki, prąd z generatora kilka godzin dziennie, etc.) sprawia, że jest to wręcz wymarzone miejsce do zanurzenia się w wieczornych dyskusjach po kolacji (a gdy pada deszcz – okazją do spotkań jest też śniadanie i obiad).
Jako więc, że czasu jest sporo, zarówno z typowych, dotyczących absolutnie wszystkich obecnych, opowieści typu:
- skąd się jedzie i dokąd,
- jak długo jest się w podróży,
- gdzie się było i co się widziało,
- co się podobało, a czego się nie znosi,
jak również z konkretnych debat, np.
- dole i niedole nauczycieli na obczyźnie (przygody Anglika uczącego 8 lat w małym mieście Chinach, problemy Amerykanina w Singapurze, refleksje Brazylijczyka ze studiowania ekonomii i jednoczesnego uczenia angielskiego w Pekinie),
- czy podobieństwa i różnice życia w Szwajcarii i Polsce mają tutaj, w Indonezji jakieś znaczenie?
- czy UE przetrwa oraz jakie są perspektywy rozwoju gospodarki liberalnej vs. państwa opiekuńczego w Polsce, Anglii i Chinach (udział wzięli: my, czyli Polacy i angielsko-chińska para),
- czego oczekuję się od innych turystów?
próbowaliśmy wywnioskować, jakie normy, wartości oraz cele są wspólne dla samodzielnie podróżujących turystów.
Mając świadomość rozmaitych ograniczeń i cząstkowości tego badania, przedstawiamy niektóre wnioski na temat celów przyświecających omawianemu rodzajowi turystyki. Nie będziemy też dzielić napotkanych podróżników na żadne ze znanych w literaturze przedmiotu kategorii. Skupialiśmy się za to na wydobyciu wspólnych mianowników charakteryzujących uczestników każdej udanej wyprawy.
Na wstępie, zdecydowana większość podróżników wskazywała na relatywnie niski koszt turystyki indywidualnej. Może się to wydawać nie na miejscu w sytuacji, gdy mowa jest o wypadach do najbardziej egzotycznych miejsc świata…okazuje się jednak, że samodzielnie organizowany wyjazd do Tajlandii, Birmy, Wietnamu, Filipin, Chin, Kambodży, Laosu czy - odległej od Indonezji o przysłowiowy rzut kamieniem – Australii, wypada kilkukrotnie taniej, niż korzystając z usług biur podróży.
Nie to jest jednak najważniejsze. Najistotniejsza okazuje się perspektywa zejścia ze sceny zajmowanej przez biura podróży i wniknięcie za turystyczne kulisy.
Liczy się bezpośredni udział w życiu mieszkańców oraz niezakłócone doświadczenie świata przyrody. Ważniejsze od komfortu i bezpieczeństwa strzeżonego kurortu i klimatyzowanego hotelu są bezpośrednie kontakty sam-na-sam z tubylcami i własnoręczna eksploracja odwiedzanych miejsc. Na pierwszym planie jest autentyczność przeżyć. Indywidualny turysta poszukuje oryginalności (choć zgrubna struktura podróży oparta jest najczęściej na trasach i wskazówkach najpopularniejszego w tym kręgu przewodnika: Lonely Planet). Poszukiwane jest wszystko, co prowadzi do niezainscenizowanego wzrostu wiedzy o świecie i sobie samym – czyli elementy będące naturalną częścią żywej kultury i natury. Cenne jest wszystko, co odbija lokalne warunki życia i pozwala zrozumieć stosunek rdzennych mieszkańców do otaczającego świata. Obecność zawodowych przewodników jest niewskazana, gdyż mogliby oni albo podsuwać gotowe, uśrednione szablony, lub też narzucać interpretacje zjawisk w rutynowy, a więc niewiarygodny sposób. Rozmówcy wyrażali opinię, iż podróżowanie na własną rękę pozwala na kontakt z całością kontekstu kulturowego, a nie tylko z takimi jego elementami, które są starannie wyselekcjonowane jako interesujące (z racji ich ciekawej formy), lub też dlatego, że wyzwalają z góry określone emocje.
Na wstępie, zdecydowana większość podróżników wskazywała na relatywnie niski koszt turystyki indywidualnej. Może się to wydawać nie na miejscu w sytuacji, gdy mowa jest o wypadach do najbardziej egzotycznych miejsc świata…okazuje się jednak, że samodzielnie organizowany wyjazd do Tajlandii, Birmy, Wietnamu, Filipin, Chin, Kambodży, Laosu czy - odległej od Indonezji o przysłowiowy rzut kamieniem – Australii, wypada kilkukrotnie taniej, niż korzystając z usług biur podróży.
Nie to jest jednak najważniejsze. Najistotniejsza okazuje się perspektywa zejścia ze sceny zajmowanej przez biura podróży i wniknięcie za turystyczne kulisy.
Liczy się bezpośredni udział w życiu mieszkańców oraz niezakłócone doświadczenie świata przyrody. Ważniejsze od komfortu i bezpieczeństwa strzeżonego kurortu i klimatyzowanego hotelu są bezpośrednie kontakty sam-na-sam z tubylcami i własnoręczna eksploracja odwiedzanych miejsc. Na pierwszym planie jest autentyczność przeżyć. Indywidualny turysta poszukuje oryginalności (choć zgrubna struktura podróży oparta jest najczęściej na trasach i wskazówkach najpopularniejszego w tym kręgu przewodnika: Lonely Planet). Poszukiwane jest wszystko, co prowadzi do niezainscenizowanego wzrostu wiedzy o świecie i sobie samym – czyli elementy będące naturalną częścią żywej kultury i natury. Cenne jest wszystko, co odbija lokalne warunki życia i pozwala zrozumieć stosunek rdzennych mieszkańców do otaczającego świata. Obecność zawodowych przewodników jest niewskazana, gdyż mogliby oni albo podsuwać gotowe, uśrednione szablony, lub też narzucać interpretacje zjawisk w rutynowy, a więc niewiarygodny sposób. Rozmówcy wyrażali opinię, iż podróżowanie na własną rękę pozwala na kontakt z całością kontekstu kulturowego, a nie tylko z takimi jego elementami, które są starannie wyselekcjonowane jako interesujące (z racji ich ciekawej formy), lub też dlatego, że wyzwalają z góry określone emocje.
Zamysłem podróży z plecakiem jest chęć maksymalizacji wrażeń nie tylko natury estetycznej, ale również potrzeba pogłębienia świadomości świata w sposób uprzednio nieprzetworzony i niezaplanowany. Ideałem jest więc posiadanie w zapasie wystarczającej ilości wolnego czasu, aby móc żywiołowo zmieniać plany zgodnie z biegiem wydarzeń. Pożądane są sytuacje, w których role aktorów (mieszkańców) i odbiorców (turystów) nagle się zamieniają, nikt nikomu za nic nie płaci, a obie strony i tak są zadowolone. Nie odpowiadają więc tej potrzebie żadne wypracowane kanony i jako ostateczność (gdy naprawdę nie ma już innego wyjścia, np. trudność w zdobycie pozwoleń czy monopol pośredników na lokalny transport) traktowane są wszelkie programy wycieczkowe.
Wyjazd z plecakiem obfitować powinien w przełomy, czyli momenty, w których sprawy przyjmują nieoczekiwany obrót i zapomina się o wcześniejszych planach, aby niespodziewanie przejść do etapu, w którym wszystko trzeba zaczynać od początku. W tym sensie udana podróż ma charakter twórczy i eksperymentatorski, a niewygody z tym związane znosi się jako hartujące doświadczenia. Nie wszystko, co napotkane i co się przydarza pozwala się natychmiast i jasno zrozumieć. Według opinii naszych rozmówców - lepsza poznawcza niepewność, niż powierzchowne, stereotypowe interpretacje. Wszystko to pozwala poczuć, że podróżuje się naprawdę, a przeżywane przygody nie są częścią inscenizacji. Gotowe rozwiązania są dla przedstawicieli badanej grupy niewiarygodne jeszcze z tej przyczyny, iż nieraz doświadczali oni momentów, w których sensu i znaczenia określonych wydarzeń czy stanów rzeczy nie dało się zrozumieć inaczej, niż przeżywając je bez elementów pośredniczących, na swój własny sposób. Ich relacje obfitowały w wydarzenia, w których "wtajemniczenie" w określony kontekst społeczny wymagało długotrwałego procesu poznawania się i zdobywania wzajemnego zaufania mieszkańców i gości. Nasi rozmówcy zwracali uwagę na trudności związane z relatywizmem kulturowym - przezwyciężenie wieloznaczności i odnalezienie się w odmiennych warunkach kulturowych i środowiskowych wymagała własnego uczestnictwa i pełnego zaangażowania. Adaptacja i zrozumienie lokalnych uwarunkowań byłyby niemożliwe do osiągnięcia w kontrolowanej sytuacji, w której środowisko i folklor są rekonstruowane.
Na zakończenie warto dodać, iż zdecydowana większość podróżników, od których mieliśmy okazję i szczęście zaczerpnąć powyższych informacji uważała Indonezję za kraj, który niemalże odgaduje ich turystyczno-podróżnicze potrzeby. Pod czym zresztą chętnie się podpisujemy!
PS. Dziękujemy wszystkim, dzięki którym wyprawa doszła do skutku, wdzięczni jesteśmy również naszym towarzyszom podróży, którzy dzielili się z nami swoimi refleksjami i przemyśleniami na temat podróżowania z plecakiem do najodleglejszych części świata,
Zespół T^T
Galeria fotografii z wysp Togean